Jeśli wydaje Wam się, że polska jesień jest trudna do przeżycia, zapraszam do Norwegii. Szybko przekonacie się, że w Polsce tak naprawdę mało pada, często świeci słońce i dni wcale nie są takie krótkie. A przy okazji nauczycie, że każda pora roku jest do przeżycia i z każdej można wyciągnąć coś dobrego. Norwegowie i mieszkańcy pozostałych krajów skandynawskich tę trudną sztukę opanowali do perfekcji. A ja po trzech latach spędzonych w najbardziej deszczowej części Norwegii sporo w tym temacie się od nich nauczyłam i dzisiaj opowiem Wam o tym, jak przeżyć norweską jesień i nie zwariować.
Jesień w Norwegii bywa naprawdę piękna i ta tegoroczna jest tego prawdziwym dowodem! Mieliśmy sporo słonecznych dni, dzięki czemu dłużej mogliśmy podziwiać jesienne kolory na drzewach i cieszyć takimi widokami:
Niestety, im bliżej listopada, tym pogoda staje się mniej łaskawa. Do tego poranki są już ciemne i wieczory coraz krótsze. W ostatnim tygodniu wychodząc z dziećmi o 8.00 rano, musiałam być już uzbrojona w odblaski i latarkę, bo jeszcze było ciemno. Teraz, po zmianie czasu na zimowy, przez chwilę poranki będą jaśniejsze, ale to nie potrwa długo i dni bardzo mocno nam się skrócą. Tu, gdzie mieszkam, w jesienno-zimowe dni jasno robi się między 9.oo a 9.30, a ściemniać zaczyna po 15. O 16 najczęściej jest już całkiem ciemno. Na północy kraju słońce i błękitne niebo nie pojawiają się nawet na godzinę przez kilka miesięcy. I nawet dzienna „jasność” bardziej przypomina szarość, taką, z jaką mamy do czynienia o zmierzchu, albo tuż przed świtem. Wyobrażam sobie, że przeżycie nocy polarnej musi być wyjątkowo trudnym doświadczeniem. Zwłaszcza, gdy poza ciemnością człowiek walczy ze sztormami i nieustannie padającym deszczem.
Przeczytaj: 50 powodów, dla których warto polubić jesień
Moja pierwsza norweska jesień
Te krótkie, szare i zlewające się w jedność z nocą jesienne dni, zrobiły na mnie największe wrażenie w pierwszym roku mojego pobytu w Norwegii. Codziennie odprowadzałam Lenę do przedszkola i pamiętam, że jasno zaczynało robić się dopiero wtedy, gdy wracałam do domu, czyli ok 9.30. Światło w domu było zapalone przez cały dzień, bo inaczej było ciemno i nieprzyjemnie. A słońce zaczęło pojawiać się dopiero zimą, gdy temperatura spadła poniżej zera, albo mieliśmy kilka dni ze śniegiem. To było naprawdę ciekawe doświadczenie, stanowiące totalny kontrast dla długich, letnich dni, gdy ściemniało się o północy, a noc trwała jakieś 4 godziny. Do tego ciągle padało! Ale wiecie, nie tak, że popadało 1-2 dni i przerwa, albo trochę rano i trochę popołudniu. Padało cały czas. Od rana do wieczora. I nawet jeśli nie był to intensywny deszcz, to padała zacinająca mrzawka, której chyba najbardziej nie lubię. To wtedy odkryłam, że kalosze są moimi ulubionymi butami, a płaszcz przeciwdeszczowy jedynym słusznym okryciem. Uznałam też, że ten, kto wymyślił folię przeciwdeszczową do wózka, której w Polsce w ogóle nie używałam, był prawdziwym geniuszem. Zaczęłam też doceniać fenomen przeciwdeszczowych kombinezonów dla dzieci i zrozumiałam, dlaczego nawet w centrach handlowych spotykam ludzi w kaloszach. Ale i tak ten deszcz szalenie mnie irytował, bo nawet kaptur nie chronił przed nim moich okularów. W efekcie chodziłam w ciągle mokrych okularach, które dodatkowo parowały, gdy szłam szybko i pod górkę. To był prawdziwy koszmar i chociaż bez okularów widzę słabo, zaczęłam je zdejmować, bo w nich też przecież nic nie widziałam 🙂
Kolejna jesień wydawała się już dużo łagodniejsza, ale to głównie dlatego, że już wiedziałam, jak będzie wyglądać. Poza tym miałam w domu ponad roczne dziecko, które dbało o to, żebym miała inne zajęcia, niż rozkminy nad tym, że pada i jest ciemno. A zeszłorocznej jesieni niemal zupełnie nie zauważyłam, podobnie zresztą jak zimy. Byłam zajęta pracą, wiedziałam też, czego mogę się spodziewać po pogodzie. Oswoiłam z deszczem (który nadal mnie irytuje, ale już znacznie mniej) i idąc przykładem Norwegów, zaczęłam stosować ich sposoby na to, żeby przeżyć norweską jesień w dobrym nastroju i zdrowiu psychicznym.
Jak przeżyć norweską jesień?
Uwaga! Wszystkie to, co tu napiszę, jest receptą nie tylko na norweską jesień, ale też pochmurną, ciemną i deszczową jesień w każdym innym kraju 🙂 Dlatego jeśli wciąż wydaje Wam się, że jesień jest absolutnie nie do polubienia i nie do oswojenia, spiszcie sobie te wszystkie punkty na kartkę i zainspirujcie sposobami na przeżycie jesieni od mieszkańców kraju nad fiordami. Zapewniam, że od razu poczujcie się lepiej, a przynajmniej – będziecie mniej narzekać na tę paskudną jesień.
Akceptacja
Punktem wyjścia do tego, żeby przeżyć norweską jesień w dobrym nastroju, jest akceptacja. Akceptacja tego, że mamy cztery pory roku, że każda z nich wyróżnia się czymś szczególnym i towarzyszą jej określone warunki atmosferyczne. Norwegowie zdają sobie sprawę z tego, że ciemne dni w końcu minął, że od połowy grudnia każdy dzień będzie coraz dłuższy i że po deszczowej i sztormowej jesieni przyjdzie kolejna pora roku. Zima może nie będzie bardziej łaskawa pogodowo, ale jak spadnie śnieg, będzie można jeździć na nartach i biegać na biegówkach. Śnieg sprawi też, że będzie jaśniej i może nawet pojawi się słońce. A do tego w grudniu będą święta, do których przygotowania zaczynają się już listopadzie. Dlatego akceptują jesień taką, jaka jest i starają się przeżyć ten czas aktywnie, bez popadania w odrętwienie i smętne oczekiwanie na wiosnę. W ogóle mam wrażenie, że w norweskiej naturze leży taka wewnętrzna zgoda na to, co ma dla nas świat i akceptacja życia w nawet najbardziej trudnych i ekstremalnych warunkach.
Polecam: Czego warto nauczyć się od Norwegów?
Nie ma złej pogody, tylko złe ubrania
“Det fins ikke dårlig vær, bare dårlige klær” to powiedzenie mówi wszystko. Dla Norwegów nie ma złej pogody na wyjście na spacer, a dzieci bawią się na placu zabaw nawet wtedy, gdy pada deszcz. I podczas gdy my narzekamy na pogodę pod psem, żalimy, że od tygodnia nie byliśmy z dzieckiem na podwórku, a wyjście do sklepu podczas ulewy traktujemy jak coś totalnie ekstremalnego, Norwegowie ubierają przeciwdeszczowe kurtki i spodnie, kalosze lub buty z membraną przeciwdeszczową, przeciwdeszczowe kapelusze, a dzieciom kombinezony i żyją tak, jakby tego deszczu wcale nie było! Dzieci w przedszkolach bawią się na podwórku, taplają w kałużach i błocie, te mniejsze śpią w wózkach przykrytych folią przeciwdeszczową. Starsi ludzie wychodzą na spacery, właściciele psów zakładają im specjalne przeciwdeszczowe ubrania, które dodatkowo mają odblaskowe kolory, żeby zwierzak był widoczny dla kierowców samochodów. I pomimo paskudnej, deszczowej pogody, pozostają aktywni i dbają o codzienny kontakt z naturą i dobrą kondycję fizyczną. Są nawet tacy, którzy nie rezygnują z dojeżdżania do pracy rowerem, a dzieci nadal chodzą do szkoły pieszo. Plecaki przez przemoczeniem osłaniają specjalnymi wodoodpornymi pokrowcami i w drogę.
Tym, co przekonuje do zostania w domu jest naprawdę ekstremalna pogoda, np. podczas sztormu. Wtedy rzeczywiście widać, że na ulicach jest mniej ludzi, nawet przedszkolaki mają skrócony czas pobytu na zewnątrz, albo na cały dzień pozostają w przedszkolu. Ale już sam deszcz i panująca na zewnątrz szarość nie są dla Norwegów powodem do tego, by nie wyjść z domu, co mnie samej chyba nigdy nie przestanie zaskakiwać.
Wełna – ciepłe swetry, bielizna i grube skarpety
Pozostając w temacie ubrań warto wspomnieć o tym, co mieszkańcy Norwegii noszą pod tymi przeciwdeszczowymi ubraniami. Są to przede wszystkim wełniane ubrania i bielizna – podkoszulki, legginsy, swetry, skarpety. Wełna ma wyjątkowe właściwości termoregulacyjne, zdolność do pochłaniania wilgoci, jest naturalna, elastyczna i przewiewna. To dzięki wełnianej odzieży możemy zapewnić sobie prawdziwy komfort cieplny, którego jesienią tak bardzo potrzebujemy. I co ważne – zakładając wełniane ubrania, nie musimy zakładać na siebie jeszcze 10 innych warstw odzieży.
W Norwegii wełniana odzież jest bardzo, bardzo popularna. Stanowi nawet jeden z niezbędnych elementów wyprawki dziecka do przedszkola. Nosi się ją przez cały rok (mamy wełnę letnią i zimową), ale to właśnie jesienią i zimą, wełna staje się niezbędna. I sprawia, że nawet ekstremalne warunki pogodowe i dokuczliwe zimno, stają się łatwiejsze do zniesienia.
Światło, dużo światła
Zakładam, że pewnie nie raz słyszeliście o tym, że w skandynawskich domach światło potrafi nigdy nie gasnąć. Zapewniam, że jest to prawda i aby się o tym przekonać, warto przyjechać do Norwegii jesienią. Szybko zauważycie zapalone światła we wszystkich pomieszczeniach w domach i to, że w większości z nich światło bywa zapalone również nocą. Jest to związane oczywiście z ciemnością, która spowija kraj o tej porze roku. Gdy na zewnątrz jest non stop ciemno, Norwegowie dbają o to, aby otaczać się światłem i nie dać pokonać ponurej ciemności. Te rozświetlone domy z ogromną ilością lamp i lampek, które widać przez odsłonięte okna, robią naprawdę fantastyczne wrażenie i sprawiają, że jesienno-zimowa ciemność staje się mniej nieprzyjemna. I o to właśnie w tym zapalaniu świateł chodzi – aby było przyjemnie, jasno i przytulnie. W tym celu pali się też ogromne ilości świec, które są nieodłącznym elementem jesieni i zimy w Norwegii.
Jesienią i zimą Norwegowie chętnie korzystają też z solarium. Często stosowanym sposobem na to, by przeżyć norweską jesień w dobrym nastroju i zdrowiu jest też aromaterapia.
Koselig – świece, poduchy, koce, książki
Określenie „koselig” można porównać do duńskiego „hyggelig”, oznaczającego przytulność, która jest jednym z najlepszych sposobów na przetrwanie norweskiej jesieni i zimy. „Kos” oznacza ciepły i przyjemny klimat w domu, a jego wyznacznikami jest ogromna ilość zapalonych świec i lampionów, ogień z palącego się kominka, wełniane koce i pledy, miękkie poduszki na łóżkach, sofach i fotelach. „Kos” są też ciepłe, wełniane swetry i skarpety, miękkie i przytulne piżamy, szale i chusty, którymi możemy się owinąć spędzając „kosekveld” (przytulny, miły wieczór) z książką w ręku. Wieczory spędzone w cieple domowego zacisza, w przytulnym, rozświetlonym wnętrzu z książką w ręku i kubkiem gorącego kakao również określamy mianem „kos”. Podobnie jak kos dere – czas spędzony z rodziną lub przyjaciółmi, na wieczorze gier, czy wspólnej obiadokolacji. Norwegowie sztukę bycia „koselig” opanowali do perfekcji i nawet pozornie minimalistyczne wnętrza ich domów jesienią i zimą stają się bardzo przytulne, ciepłe i przyjemne. A ja muszę przyznać, że taki klimat w domu bardzo pomaga przetrwać nawet najbardziej deszczową i ponurą jesień.
Robótki ręczne i jesienne aktywności
Aby nie ulegać jesiennym nastrojom, warto zająć czymś sobie czas i myśli. Jednym z ulubionych zajęć Norweżek jest robienie na drutach, a o tym, jak bardzo to zajęcie jest tu popularne, można przekonać się idąc do najbliższego marketu, gdzie bez problemu można kupić włóczki do dziergania swetrów, skarpet i szalików. Sama uległam tej modzie zeszłej jesieni, kupiłam kilka motków wełny i druty, po czym próbowałam zrobić najprostszy na świecie szalik. Niestety, do tej pory go nie skończyłam 🙂
Poza robieniem na drutach popularne jest też spotykanie się na tzw. wieczory gier (spillekveld). W tym tygodniu takie wieczory są organizowane w naszym centrum handlowym, a za tydzień mamy wieczór gier u Leny w szkole. Jesienią zaczynają się też różnego rodzaju kursy w domach kultury dedykowane dzieciom i osobom dorosłym, których celem jest zachęcenie lokalnej społeczności do aktywności, integracji i spędzania czasu na robieniu pożytecznych rzeczy. Dzięki takim spotkaniom czas mija szybciej, przyjemniej, a i głowa nie jest zajęta smuceniem się z powodu panującej za oknem niepogody.
Kakao i kawa
Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, czy rzeczywiście tak jest, ale wydaje mi się, że w Norwegii picie herbaty nie jest zbyt popularne. Natomiast picie kawy już tak. Kawa smakuje tu dość dziwnie, jest kwaśna i przeważnie pije się ją bez żadnych dodatków. Jednym z atrybutów Norwega idącego w góry lub kilkugodzinny spacer jest termos (kubek termiczny) z kawą, albo gorącym kakao. Te dwa napoje pije się również wieczorami, w domowym, przytulnym zaciszu. Kakao i kawa, podobnie jak koc, poduszki i świece, są bardzo „kos”. Pomagają się rozgrzać, poprawiają nastrój, dodają energii. Idealnie smakują w duecie z bułeczkami cynamonowymi, ciastem czekoladowym lub goframi, które są w Norwegii bardzo lubiane i popularne. Dzięki nim naprawdę łatwiej przeżyć norweską jesień i zimę.
Hiszpańskie wakacje
Od października, kiedy dzieci w szkole mają jesienne ferie, aż do przełomu lutego i marca, Norwegowie bardzo często podróżują do krajów, w których jest ciepło i słonecznie. Najpopularniejszym kierunkiem jest Hiszpania i Wyspy Kanaryjskie, gdzie dużo Norwegów ma mieszkania lub domy. Wyjazdy do Hiszpanii są receptą na jesienne smutki, małą ilość słońca i jesienne zimno. Pomagają też w leczeniu chorób kości, stawów i skóry, z którymi zmaga się spora część starszego społeczeństwa. Żona Roara, mojego nauczyciela z kursu języka norweskiego, która zmaga się z chorobą skóry, mieszka w Hiszpanii przez całą chłodną część roku, od początku jesieni aż do wiosny. Do Norwegii wraca dopiero wtedy, gdy jesienne i zimowe ciemności zastąpią wiosenno-letnie, nieco przyjemniejsze i bardziej słoneczne, dni.
Przygotowania do świąt
Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia rozpoczynają się w Norwegii późną jesienią, najczęściej w drugiej połowie listopada i na początku grudnia. Już teraz (piszę ten tekst w ostatnich dniach października) w sklepach zaczynają pojawiać się świąteczne napoje (julebrus), pierniczki i ozdoby świąteczne. W listopadzie zaczynają się różnego rodzaju warsztaty świąteczne (np. zdobienia kartek lub pierniczków), w Bergen i okolicach lokalne społeczności przygotowują już elementy piernikowego miasteczka. Jest to też czas pierwszych świątecznych kolacji firmowych, tzw. julebord. Im bliżej grudnia, tym częściej organizowane są kiermasze świąteczne, a od 1 grudnia w oknach zaczynają świecić bożonarodzeniowe gwiazdy. Czas świątecznych przygotować jest bardzo „koselig” i pomaga zapomnieć o jesiennej ciemności i niepogodzie. I chyba dlatego w kraju nad fiordami, tak bardzo się go celebruje.
Więcej o świętach w Norwegii możecie przeczytać tutaj: Boże Narodzenie w Norwegii – oranżada, brodate skrzaty i migdał w owsiance
Aktywność fizyczna
Na koniec zostawiłam jedną z najbardziej oczywistych kwestii, czyli aktywność fizyczną. Pomimo niesprzyjającej aury, Norwegowie starają się nie spuszczać z tonu i nawet jesienią biegają, spacerują, jeżdżą rowerami, chodzą w góry. Późną jesienią zaczyna się też sezon narciarski, a Norwegowie, jak pewnie nieraz słyszeliście, urodzili się z nartami przypiętymi do butów 🙂 Wraz z pojawieniem się pierwszego śniegu ruszają więc na biegówki i spędzają weekendy w swoich górskich hyttach. Popularne jest też ćwiczenie pod dachem, czyli w klubach fitness i na siłowniach, które są czynne nawet 24 godziny na dobę, chodzenie na basen i saunę. Wszystko po to, by się zmęczyć, odprężyć, wzmocnić ciało, nie popaść w jesienny marazm i w dobrej kondycji przeżyć długą, norweską jesień.
Czy istnieje uniwersalna recepta na to, by dobrze przeżyć norweską jesień?
Jak widzicie, receptą na przeżycie jesieni w Norwegii jest dobre nastawienie, przytulny nastrój w domu, zastąpienie stylowych płaszczyków i botków praktyczną odzieżą przeciwdeszczową i aktywne spędzanie wolnego czasu. Niby nic takiego, a okazuje się być bardzo skuteczne. I żebyście nie mieli wątpliwości – słabszy nastrój, na który pogoda i ciemność mają ogromy wpływ, zdarza się także mieszkańcom Norwegii. W końcu to ludzie tacy sami, jak my. I tutaj też zdarza się szukać pocieszenia w alkoholu, narzekać, smucić, szukać wsparcia u specjalistów. Mam jednak wrażenie, że tego narzekania i popadania w podły nastrój z powodu niekorzystnej aury jest tu znacznie mniej.
Fot. główne z serwisu Unsplash.com
5 komentarzy
Bardzo ciekawy wpis! Tak właśnie kojarzy mi się jesień – z ciepłem „domowego ogniska” kiedy na zewnątrz szaro, buro i ponuro.
Ja mam z kolei jesienno – zimowe doświadczenia emigracyjne z trochę innego klimatu – przez 2 lata mieszkałam we Francji na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie późna jesień i cała zima to nieustający deszcz, przy dosyć wysokiej (ok 10-15 stopni) temperaturze. Jednak brakuje tam właśnie tej jesiennej przytuloności, co pewnie częściowo wynika z tamtejszej roślinności – trudno poczuć prawdziwie jesienny klimat, kiedy dookoła same zielone drzewa, z których część to egzotyczne palmy 😉 Co ciekawe, w tym okresie życie towarzyskie wymiera, ludziom w ogóle nie chce się wychodzić wieczorami z domu i spotykać ze znajomymi.
Ciekawy i pocieszający wpis. Od teraz, gdy przyjdzie mi chęć narzekać (raczej tego nie robię) na pogodę, to pomyślę o Tobie i Norwegii. Pozdrawiam.
Bardzo ciekawe, pozytywny, optymistyczny tekst! Tez przypomne sobie o nim od czasu do czasu, mieszkam w Belgii gdzie mamy wiecej swiatla ale nie mamy prawie wcale sniegu!
Kocham wszystkie pory roku. Jesień jest piękna, Ruda Jesień… W Norwegii musi też być pięknie o tej porze roku i jest z tego co widzę na wspaniałych zdjeciach. Pozdrawiam 🙂 asia
[…] Życie w Norwegii […]