Tegoroczne lato postanowiliśmy pożegnać wejściem na szczyt Bruviknipa (Brøknipa) na wyspie Osterøy. Słyszeliśmy, że trasa prowadząca na górę jest bardzo przyjemna, a widok na znajdujący się tam fiord zapiera dech w piersiach. Nie zastanawiając się więc długo i korzystając z pięknej pogody, spakowaliśmy plecaki, założyliśmy wygodne ubrania i ruszyliśmy na nasz niedzielny fjelltur.
Bruviknipa (Brøknipa) – informacje praktyczne
Już po dotarciu na miejscu i wejście na szlak prowadzący na Bruviknipa, szybko zorientowaliśmy się, że to nie będzie przyjemna wycieczka. Zanim jednak opowiem Wam o trasie prowadzącej na szczyt i naszych przeżyciach, kilka informacji praktycznych.
Bruviknipa (inna znana nazwa to Brøknipa) to góra o wysokości 822 m n.p.m. znajdująca się na norweskiej wyspie Osterøy. Żeby się tu dostać należy dojechać do miejscowości Bruvik i stąd kierować się na Båtaleitet, gdzie zaczyna się główny szlak prowadzący na górę oraz duży parking, na którym należy zostawić auto. Droga prowadząca do Båtaleitet jest kręta, wąska i dość stroma – trasa na Bruviknipa zaczyna się na wysokości 360 m n.p.m.
Szlak na Bruviknipa oznaczony jest na niebiesko i zaliczany do średnio trudnych. Droga w jedną stronę do 2,6 km. Według informacji ze strony UT.no czas wejścia na szczyt to 1,5 godziny.
Jesteśmy na miejscu, ruszamy na górę
Do wybrania się na Bruviknipa zachęcił nas kolega Rafała, mówiąc, że droga jest fajna i przyjemna, a widok z góry piękny. Niestety, nie wspomniał nam o jednej ważnej rzeczy. O tym, jak błotnisty jest ten szlak, jak miejscami jest stromo i ślisko. A my bardzo szybko i dość boleśnie przekonaliśmy się o tym wszystkim i to już dosłownie kilka kroków po wejściu na szlak, gdy buty zaczęły grzęznąć nam w błocie. Już w tym momencie, chociaż był to dopiero początek trasy, miałam ochotę zawrócić. Sądziłam jednak, że im wyżej będziemy, tym błota będzie mniej i z mokrymi nogami (a wszyscy mamy wodoodporne buty!) ruszyliśmy dalej.
Niestety wyżej wcale nie było przyjemniej. W wielu miejscach błota było tyle, że nie dało się go ominąć. A gdy droga stała się bardziej sucha, zaczęło robić się stromo i coraz bardziej kamieniście (jak to w górach). Na tym etapie byliśmy już nieco zmęczeni, ale postanowiliśmy iść dalej. Lena była zdeterminowana, by wejść na szczyt, Rafał miał wciąż siłę, by nieść na plecach Natana, a mi nie pozostało nic innego, jak zacisnąć zęby i krok za krokiem posuwać się do przodu 🙂
Kilka zdjęć zrobionych po drodze:
Czy to już Bruviknipa?
Po ponad dwóch godzinach wędrówki dotarliśmy w miejsce, które z pewnej odległości wydawało nam się miejscem docelowym. Okazało się jednak, że do szczytu zostało nam jeszcze kilkadziesiąt metrów. Ale widok, jaki tu zastaliśmy zachęcił nas do zrobienia dłuższej przerwy i szczerze mówiąc, nie czułam już potrzeby, by iść dalej. Tylko spójrzcie:
Pół godziny później byliśmy już na szczycie. Naszym oczom ukazał się widok na cały fiord i miasteczko Bruvik. Atrakcją okazał się latający nad fiordem i Bruviknipa spadochron. Nie mogłam oderwać od niego oczu i byłam pełna podziwu dla odwagi tego spadochroniarza.
Ile zajęło nam wejście na Bruviknipa?
Wejście na Bruviknipa zajęło nam trochę ponad 3 godziny (a nie planowane 1,5). Po drodze mieliśmy jednak sporo przystanków, w tym dwie dłuższe przerwy. Nie szliśmy też szybko, bo ja nie bardzo mogę sobie pozwolić na szybkie trekkingi, a i Rafał niemal całą drogę na górę niósł Natana na plecach. Za to Lenka okazała się bardzo dzielna i zdeterminowana! Miała tylko jeden kryzys, ale podyktowany głodem i po przerwie na przekąskę dzielnie poszła dalej.
Zejście na dół zajęło nam 2 godziny. Tutaj musiałam już motywować Lenkę, bo zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Sama też coraz bardziej czułam nogi i wiedziałam, że ta wyprawa skończy się zakwasami.
W pewnym momencie zorientowaliśmy się też, że schodzimy inną ścieżką. Było mniej błota (juhu!), za to coraz bardziej wąsko i dziko. W końcu dotarliśmy do drogi, ale okazało się, że do parkingu mamy 0,5 km! Nie wiem, czy potraficie wyobrazić sobie naszą radość, gdy w końcu dotarliśmy do auta (a było już po 18.00!) i dopadliśmy do wody, która skończyła nam się w połowie drogi powrotnej z Bruviknipa.
Pożegnanie lata na Bruviknipa – czy było warto?
Pisząc ten wpis wciąż mam bolesne zakwasy na nogach i czuję się bardzo zmęczona. Cieszę się jednak, że pomimo zniechęcenia, które dopadło nas już na początku drogi, znaleźliśmy w sobie tyle determinacji, by wejść na Bruviknipa. To była fajna przygoda, a fantastyczne widoki wynagrodziły nieco trud tej wędrówki. Jednak na pytanie, czy wiedząc teraz, jak wygląda ta trasa, zdecydowałabym się pójść na Brøknipa drugi raz, nie odpowiem 🙂
A jak Wy spędziliście ostatni dzień lata?
Jeśli lubicie wpisy, w których piszę o Norwegii lub pokazuję fotorelacje z naszych wycieczek po tym kraju, dajcie mi o tym znać! Muszę wiedzieć, że te treści są dla Was atrakcyjne i warto poświęcać czas na ich przygotowanie. Przypominam też, że kilka dni temu ukazał się podobny wpis, z relacją z naszej wycieczki na farmę Kjeåsen. Jeśli nie czytaliście, możecie nadrobić to teraz klikając w ten link: Kjeåsen – piękna farma nad norweskim fiordem
9 komentarzy
Przepiękne widoki! Jestem jak najbardziej ZA takimi wpisami! Pozdrawiam! Ania
Hej Aniu, dziękuję za komentarz! Pięknego dnia 🙂
Zawsze z przyjemnością czytam Twoje relacje z wypraw po Norwegii. Prawdę mówiąc moja fascynacja tym krajem
i widokami sprawiła że Cię znalazlam,
z czego bardzo się cieszę ?
pisz jak najwięcej! ? Pozdrawiam serdecznie Gabrysia ☺️
Niestety wpisy dotyczące tej tematyki wciąż nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem, dlatego jest ich tak mało. Jak mam wybierać, czy napisać artykuł dla setki osób, czy jednak taki, który przeczyta tysiąc, to mój wybór jest oczywisty. A chętnie pisałabym o Norwegii częściej. Zobaczymy, może kiedyś to się zmieni, ale bardzo się cieszę, że jesteś, czytasz i lubisz moje norweskie opowieści 🙂 Dziękuję za komentarz!
Jejku jak tam pięknie, śliczne zdjęcia ?
Oj to prawda, pięknie 🙂
Uwielbiam takie wpisy j piękne zdjęcia. 🙂 Bardzo mi się podoba ten norweski krajobraz, żałuję, że nie mam takiego na co dzień.
Pocieszę Cię – ja na co dzień tak pięknie też nie mam 😉
Piękne zdjęcia pozdrawiam