Czas na kolejną porcję ciekawostek o życiu w Norwegii. Przypominam, że pierwszy wpis z tego cyklu znajdziecie pod tym linkiem: 10 ciekawostek o życiu w Norwegii cz. 1
W poprzednim wpisie z ciekawostkami o życiu w Norwegii opowiadałam między innymi o tym, że wszyscy Norwegowie świetnie mówią po angielsku, piją dużo kawy, a za zakupy najchętniej płacą kartą. Wspominałam również o tym, że przejścia dla pieszych są bardzo bezpieczne, a ceny w sklepach potrafią zwalić z nóg, zwłaszcza, gdy jest się w Norwegii tylko turystycznie. Dzisiaj czas na porcję kolejnych 10 ciekawostek o życiu w Norwegii, z których część na pewno bardzo Was zaskoczy 🙂
10 ciekawostek o życiu w Norwegii
1. Aktywne życie to dobre życie
Wiem, że od kilku lat cała Polska biega, ale żeby dogonić Norwegów w ich aktywnym spędzaniu czasu wciąż nam trochę brakuje. Sporty zimowe, bieganie, nordic walking, spacery, jazda rowerem, granie w piłkę nożną od najmłodszych lat i skakanie na trampolinie, która jest chyba w każdym ogrodzie to tutaj norma. Mam wrażenie, że Norwegowie niezależnie od wieku są bardzo aktywni, a styl sportowy jest tu powszechnie obowiązujący. I widać to nie tylko w weekendy, gdy ścieżki spacerowe zapełniają się ludźmi, ale też w każdy dzień tygodnia. Co fajne – aktywny czas na świeżym powietrzu spędzają tu całe rodziny, a spotkanie spacerowiczów, którzy przysiedli na kamieniu z termosem ciepłej kawy i czymś do jedzenia, to też całkiem normalne. Zresztą nie zawsze są to przydrożne kamienie – Norwegowie dbają nie tylko o aktywność fizyczną, ale i aktywny wypoczynek na świeżym powietrzu, dlatego spacerując można bez problemu znaleźć ławkę (nawet w środku lasu) na której można przysiąść, rozpalić ognisko, zjeść i odpocząć.
2. Nie ma złej pogody, tylko złe ubrania
To powiedzenie na pewno znacie. I uwierzcie, że gdzie, jak gdzie, ale tutaj ma ono naprawdę swoje odzwierciedlenie. Wełniana bielizna, wodoodporne kurtki, spodnie i buty, kombinezony dla dzieci na każdą porę roku – to podstawowe części norweskiej garderoby. Dzięki nim żadna, a tym bardziej zmienna pogoda nikomu nie straszna.
A w kontekście pogody nie mogę pominąć też tego, że Norwegowie nie zwracają uwagi na niekorzystne warunki i nawet, jeśli pada (a tu gdzie mieszkam pada naprawdę dużo) nie zamykają się w domach. Dzieci spędzają ten czas normalnie na zabawie na świeżym powietrzu, ludzie spacerują. Domyślam się, że podobnie jest na północy, gdzie z kolei jest już mroźno i przez kilka miesięcy panuje noc polarna. Gdyby nie pozytywne nastawienie do warunków pogodowych, trudno byłoby tu funkcjonować. No chyba, że Norwegowie nauczyliby się od Polaków narzekania na to, że za mocno pada, jest za zimno, za ciepło, za gorąco i ogólnie byle jak, bo przecież zawsze może być lepiej.
3. Mroźna Norwegia nie wszędzie jest mroźna
I jeszcze raz pogoda. Często pytacie mnie, czy mi nie zimno i jak mi mija sroga, norweska zima. A ja się uśmiecham i odpowiadam, że bardzo przyjemnie, bo na zewnątrz jest 5-8 st. C na plusie. I chociaż zazwyczaj wtedy pada, to i tak ze srogą zimą ma to niewiele wspólnego.
Pogoda w Norwegii jest bardzo różna. W Oslo przez większość roku można cieszyć się pogodą zbliżoną do tej, jaka jest w Polsce. W Tromso jest dużo śniegu, mróz i noc polarna. A w Bergen, czyli tu gdzie mieszkam jest z kolei ciepło, ale bardzo deszczowo.
4. Hygge?
Nie wiem, czy Norwegowie wiedzą co to jest hygge, ale za to w ich mieszkaniach jest pełno poduch, pledów i świec, czyli niezbędnych do hyggowania elementów. Z tego, co zdążyłam się już zorientować ludzie w Norwegii bardzo cenią sobie odpoczynek, wieczory spędzane w otoczeniu wszędzie palących się lampek i świeczek. Są też bardzo spokojni, ale mam tu na myśli spokój związany z brakiem pośpiechu i takim slow life w prawdziwym wydaniu.
5. Pølse!
Parówki, czyli pølse to chyba jeden z ulubionych przysmaków Norwegów w każdym wieku 🙂 W sklepach można wybierać spośród ich kilkunastu rodzajów, a najlepiej smakują oczywiście jako hot-dog z majonezem i ketchupem, albo grillowane. Jedliście kiedyś grillowane parówki? Są całkiem niezłe! Pølse to też przysmak norweskich dzieci i nie może zabraknąć ich na imprezach urodzinowych.
Jedzenie w Norwegii – zdrowe, czy nie?
6. Jeden język, inny język
Język norweski ma dwie różne odmiany. Pierwsza z nich to bokmål i jest to powszechnie obowiązująca odmiana w większości kraju. Druga to nynorsk, którą posługuje się chyba ok. 20% mieszkańców Norwegii i obowiązuje ona głównie na tym obszarze kraju, w którym ja mieszkam. Co ciekawe i bokmål i nynorsk są językami urzędowymi, a oprócz różnic występujących w tych odmianach jest też mnóstwo dialektów, którymi Norwegowie również się posługują. Dlatego często słysząc to samo zdanie wypowiedziane w różnych odmianach i z użyciem dialektów można mieć wrażenie, że słyszy się zupełnie inny język.
7. Przeziębienie bez antybiotyku
Zła wiadomość dla tych wszystkich, którzy biorą antybiotyk nawet na katar – w Norwegii wszystko leczy się paracetamolem. A antybiotyki przepisuje tylko wtedy, gdy paracetamol nie pomoże 🙂 Tutaj się oczywiście uśmiecham, bo jeśli sytuacja rzeczywiście tego wymaga lekarz przepisuje antybiotyk, często zlecając przy tym badania, dzięki którym wiadomo, z jaką bakterią lek ma sobie poradzić. Ale na to, żeby dostać antybiotyk ot tak, nie ma co liczyć.
8. Płatne przedszkola
W Norwegii nie ma obowiązku przedszkolnego, ale państwo dba o to, aby każdy przedszkolak miał w przedszkolu zapewnione miejsce. Nie ma tu żłobków, a najmłodsze przedszkolaki mają ledwie skończone 12 miesięcy. Przedszkola są płatne i nie są to niskie opłaty, chociaż oczywiście można starać się o to, żeby gmina (komuna) coś do opłaty za przedszkole dopłaciła. My płacimy miesięcznie ok. 3000 NOK, czyli ok. 1500 PLN. W tę cenę wliczone są już 3 posiłki, których w większości przedszkoli nie ma. Śniadania przedszkolaki przynoszą z domu, w południe jedzą lunch (i raczej nie jest to ciepły posiłek), między 14 a 15 dostają owoce. W przedszkolu Lenki jest trochę inaczej, bo śniadania są już zapewnione, a na lunch 2-3 razy w tygodniu jest ciepły posiłek (makaron z sosem pomidorowym, łosoś z warzywami, tortilla z fiskekaker, czyli kotlecikami rybnymi, które bardziej przypominają placki albo racuchy). Decydując się na przedszkole rodzice decydują też, czy dziecko będzie przebywać w nim przez 5 dni w tygodniu, czy np. tylko przez 3. I w tym przypadku opłata jest mniejsza.
O przedszkolu w Norwegii, czyli barnehage napiszę wkrótce oddzielny wpis.
9. Imprezy urodzinowe
Od kiedy Lenka została norweskim przedszkolakiem przynajmniej raz w miesiącu otrzymuje zaproszenie na imprezę urodzinową. Bursdag norweskie dzieci świętują często wraz z całą grupą przedszkolną. Impreza trwa 2-3 godziny, wszyscy zjawiają się punktualnie i równie punktualnie wychodzą. Przyjęcia urodzinowe są często tematyczne i wszystkie kubeczki, talerzyki, nawet zaproszenia są dopasowane do tematu imprezy. W urodzinowym menu nie może zabraknąć pølse, coca-coli, słodkich przekąsek i oczywiście tortu. Dzieci przynoszą prezenty, które jubilat otwiera po kolei i własnoręcznie zrobione kartki urodzinowe.
10. Zwracanie się do siebie per pan/pani nie obowiązuje
Będąc w Norwegii raczej trzeba się przyzwyczaić do tego, że wszyscy zwracają się do siebie bezpośrednio, z pominięciem formy pan/pani. Obowiązuje to w sklepach, również w przedszkolu zwracam się do opiekunów Leny po imieniu (oni do mnie również). Takie relacje obowiązują też w firmach i jak mówi Rafał, jeszcze nie zdarzyło mu się, żeby ktoś do niego, albo on do kogoś zwrócił się z użyciem wyrażenia pan. Ta bezpośredniość jest fajna i łatwo się do niej przyzwyczaić. Ale zauważyłam (i o to też pytałam męża), że chociaż zwracanie się do Norwegów per ty przychodzi naturalnie, tak już spotykając Polaków, zwłaszcza od nas starszych, mamy problem czy powiedzieć pan/pani, czy mówić tak, jak do Norwegów na ty.
I tym miłym akcentem kończymy. Mam nadzieję, że tym razem również udało mi się Was zaskoczyć i dowiedzieliście się o życiu w Norwegii tego, czego dotąd nie wiedzieliście. Koniecznie dajcie znać, co najbardziej Was zainteresowało i zdziwiło, a jeśli macie jakieś pytania – piszcie śmiało! 🙂
21 komentarzy
Heh smiac mi sie chce bo rzeczywiscie do norwegow ktorzy maja 60 lat mowie po imieniu a do polakow nawet dobrze znajomych mowi sie na pan pani. Ale jakos nigdy nie zwrocilam sama na to bezposrednio uwagi. Przyzwyczailam sie a teraz sie o tym nie mysli. A co do rzeczy dziwnych w Norwegii to wczoraj doznalam szoku jak norwegowie chodza po zamarznietym jeziorze. U nas przez ostatnie 2 tygodnie bylo tak od -10 do 0. Wczoraj piekne slonce wybralismy sie na spacer brzegiem jeziora. Patrzymy a tam taki piekny szlak w dol bo wody troche odplynelo i wszyscy widze jak tam schodza to i my za nimi. No i po brzegowej lini tafli lodu, bylam przerazona na poczatku ale potem okazalo sie to calkiem bezpieczne. No i oczywiscie mnostwo osob biegakjacych na nartach, nogach lub sunacych na ich cudnych saniach odpychanych noga. Co mnie jeszcze zszokowalo byla to motorowka sunaca po calej tafli jeziora.
Prawda, że z tym bezpośrednim zwracaniem się do siebie jest dziwnie? To chyba nasza mentalność i wpajany nam od dziecka obowiązek szacunku dla starszych 😉
Niezła przygoda taka przeprawa przez jezioro! W której części NO mieszkasz?
Bardzo fajna przygoda! A jak jest jeszcze do tego piekne slonce to tym bardziej! Mieszkam w Hamar, Hedmark 🙂
A co do punktu 2 to niewiem czy kiedys zauwazylas jak wygladaja samochody w zimie jak dzieciaki skoncza sie bawic w taka ciape na dworze a potem je trzeba zawiezc do domu. Ja nie mam dzieci ale czesto znajomi opowiadaja. Ostatnio tez coraz czesciej zwracam na to uwage parkujac pod jakims sklepem. Fakt ze niektorzy tez sa flejami krotko mowiac ale ostatnio sie az z tego smieje 🙂
Nie muszę widzieć samochodów – wystarczy, że widzę ubranie Leny 😀
Mnie zaskoczyła ale bardzo pozytywnie kwestia antybiotyków. Może u nas też kiedyś ograniczy się ich wydawanie.. a jak jest ze szczepieniami tak z ciekawości? Szczepią zaraz po urodzeniu tak jak u nas? Poza tym bardzo fajne ciekawostki i interesujące obserwacje 🙂
Hej 🙂 Jeśli masz na myśli szczepionkę na gruźlicę, to tutaj jej nie ma w pierwszej dobie po narodzinach. W norweskim kalendarzu szczepień wypada ona dopiero w 15 r.ż. A noworodek swoją pierwszą szczepionką dostaje w 6 tygodniu (my jesteśmy aktualnie po rotawirusach).
pozdrawiam 🙂
Tak, jak napisała już Magda plus – myślę, że to dość ważne – szczepienia są całkowicie dobrowolne. Jedziesz na wizytę do położnej (ważenie, mierzenie) i jeśli jest to akurat tydzień szczepienia wg kalendarza szczepień, to ona na tej wizycie pyta, czy chcesz szczepionkę. Jak nie chcesz – dziecko szczepienia nie dostaje i nie wiążą się z tym żadne konsekwencje.
Czyli bardziej cywilizowanie niż u nas.. cóż, może kiedyś doczekamy 😉
Urodziny super brzmią 🙂 Z tego, co mówiła znajoma, która ma synka, to na Islandii jest dość podobnie. Dziecko, które ma danego dnia urodziny ma małą „imprezkę” w przedszkolu, dostaje koronę i inne akcesoria. Podoba mi się to, bo ze swojego dzieciństwa kojarzę tylko rozdawanie cukierków w ten dzień w przedszkolu.
U nas w przedszkolu korona też jest! I odśpiewane przez dzieci „Happy Birthday”. Jest też specjalne menu urodzinowe, dzieci mają tego dnia albo ciasto marchewkowe albo smoothie 🙂
Tak, w norweskim też istnieje słowo „hygge” (jako rzeczownik i czasownik), ale Norwegowie mają swoje własne określenie – rzeczownik „kos” i czasownik „å kose seg”! To jedne z tych słówek, których znaczenie jest szalenie ciężko wytłumaczyć Polakom, którzy uczą się norweskiego, ale jeszcze nie mieszkają w Norwegii. Ale może dzięki popularności duńskiego „hygge” trochę się to zmieni 🙂 „Kos deg!/Kos deg masse!” – tę frazę można usłyszeć szalenie często w znaczeniu „przyjemności!”, „baw się dobrze!”.
Trzymam kciuki za twoją naukę norweskiego! Serdeczności 🙂
Dzięki! Nie znałam tego zwrotu, już zapisuję i będę używać 🙂 Bo u mnie ciągle są jakieś przyjemności 🙂
Pozdrawiam 🙂
1, 2 i 10 proszę zaimportować do Polski! 🙂
Wysyłam najbliższym lotem 🙂
„Nie zależy mi bowiem na tym, żeby były to wpisy typu: byłam tydzień w Norwegii i wiem o niej wszystko. Ani tym bardziej takie, gdzie poza zachwytem nad pięknem krajobrazu, nie znajdziecie nic więcej”.- to zdania mnie zaintrygowały. No bo na wielu blogach śledzę wpisy podróżnicze. I mnóstwo osób jeździ za granicę, ot tylko na chwilę, a potem dzieli się wpisami. Mnie osobiście podoba się, jeśli ktoś zachwyca się krajobrazem, czy to we Włoszech, czy Hiszpanii, czy na Podkarpaciu, a niekoniecznie, jeśli podaje jakieś statystyki czy coś. A czasem się tak zdarza, że niektórzy mają to szczęście, że więcej dowiedzą się o kraju w tydzień, niż inni, którzy żyją tam 10 lat (to na przykładzie koleżanki, która mieszka w Niemczech) ;). Więc bywa różnie, a wpis jak zwykle ciekawy 🙂 tylko już nawet nie pamiętam, kiedy na Torget był taki śnieg? 😀 a przechodzę tędy przecież codziennie 😀
Zdjęcia robiłam w styczniu 🙂 A wpisy są o życiu w Norwegii, więc zdecydowanie powinny dotyczyć obserwacji dotyczących życia codziennego, a nie tego, co można zaobserwować będąc tutaj tylko turystycznie. Na takie wpisy jest miejsce właśnie na blogach podróżniczych, chociaż i ja pewnie nie odmówię sobie takiego wpisu po powrocie z wakacji 🙂
No to ja czekam na taki szalony wpis 😀
Wiesz, Olga, mam w pracy kolezanke Szwedke, ale to chyba podobna mentalnosc, ona wszystko tez leczy paracetamolem, albo po prostu niczym. Tlumaczyla mi, ze po prostu oni maja taki poglad, ze trzeba dac organizmowi popracowac, po to, by sie wzmocnil. Pozdrawiam serdecznie Beata
Paracetamol rządzi też w UK. Niestety służba zdrowia to bardzo kuleje moim zdaniem. Forma Pan/Pani również sprawia, że porozumienia się ze wszystkimi bardzo przyjemnie. Na Pan/Pani mówi się raczej osobom naprawdę w podeszłym wieku. Mam też podobną obserwację jednak co do Polaków. Bardzo często Polak do Polaka mówi na Pan/Pani 🙂
Z tymi norweskimi mrozami to faktycznie przesada. Nie miałam okazji sprawdzić na własnej skórze, ale jesienią dodałam sobie w telefonie w apce „Pogoda” kilka ulubionych miast z Norwegii, Danii, Szwecji i Finlandii i prawie codziennie porównywałam warunki atmosferyczne (całą jesień i zimę). Okazało się, że pogoda w „mroźnej” Skandynawii często było dużo lepsza niż w Warszawie – temperatura wyższa o kilka stopni i zdecydowanie mniej deszczu! 🙂
Zaskoczyłaś mnie tymi parówkami. Ciekawe czy mają lepszy skład, niż polskie parówki, które cieszą się złą sławą ze względu na zawartość „odpadów” typu MOM.
Bardzo ciekawy cykl, mam nadzieję, że za jakiś czas uzbierasz tematy na kolejne części 🙂