Norwegia uważana jest za kraj bardzo pro-ekologiczny, a jej mieszkańcy za ludzi żyjących zdrowo i aktywnie. Z radością więc ruszyłam na pierwsze zakupy spożywcze, licząc na to, że wszystko co znajdę na sklepowych półkach, mogę wrzucać do koszyka w ciemno. Chwilę zajęło mi rozszyfrowanie etykiet produktów, które kupowałam i dzisiaj z przyjemnością (ale i nutką rozczarowania) podzielę się z Wami moją opinią o tym, czy jedzenie w Norwegii jest zdrowe.
Zakupy w norweskich sklepach spożywczych różnią się nieco do tych, które robimy w Polsce. Głównie z powodu asortymentu – jest dużo mniejsza różnorodność producentów, jak i samych produktów. Idąc więc do sklepu po jogurt naturalny nie wybieram jednego spośród dziesięciu różnych producentów, tylko spośród 2-3 produktów tej samej marki, gdzie jeden jogurt jest klasyczny, drugi typu greckiego, a trzeci nie zawiera laktozy. Podobnie jest z wieloma innymi produktami. W dużej części wynika to z tego, że Norwegia bardzo dba o swój rynek wewnętrzny i większość produktów spożywczych jest produkowana w kraju. Jeśli już coś pochodzi z importu, to są to głównie owoce i warzywa (ale o nich za chwilę) oraz produkty dużych koncernów (np. Nestle czy Coca-Cola), ale na szczęście zajmują one niewielki procent produktów na sklepowych półkach.
Muszę przyznać, że moim zdaniem to, że wybór produktów żywnościowych jest mniejszy to duży plus. Po pierwsze – bardzo ułatwia robienie zakupów i nie muszę stać przy półce z masłem 10 minut, żeby sprawdzić składy piętnastu różnych kostek, porównać ceny itd. Po drugie – w tym ograniczonym asortymencie, są produkty bardzo dobrej jakości.
Podstawowe produkty spożywcze można kupować tu w ciemno – śmietana smakuje niemal tak samo dobrze, jak ta, którą pamiętam z dzieciństwa, ser żółty jest serem, a nie produktem seropodobnym. Skład keczupu to pomidory, sól, ocet i cukier (nie ma pirosiarczanu, wow!), a gdy coś jest bez cukru, to nie znaczy, że jest tam syrop glukozowo-fruktozowy. Oczywiście nie wszystko jest takie super i chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tutejszego chleba, który bardziej przypomina bułkę, albo chleb tostowy, a jego smak nie zawsze jest smakiem chleba. Ale mam za to bardzo dobrą mąkę, z której domowy chleb smakuje wspaniale.
Tym, co również może rzucić się w oczy podczas robienia zakupów jest to, że produkty ekologiczne, oznaczone certyfikatami, nie stoją na oddzielnych działach oznaczonych nazwą „zdrowa żywność”, tylko pomiędzy innymi produktami. I co ciekawe – ich ceny często wcale nie odbiegają od cen żywności nieekologicznej. Widać to chociażby na dziale z żywnością dla niemowląt i małych dzieci – obok przecierów owocowych Nestle stoją przeciery Ella’s Kitchen – znanego producenta organicznych produktów na bazie ekologicznych składników oraz ekologiczne przeciery, które są marką własną sklepu. Wszystkie są niemal w tych samych cenach.
Norwegia, chcąc zadbać o zdrowie swoich mieszkańców, w 2014 roku wprowadziła zakaz sprzedaży produktów zawierających utwardzone tłuszcze spożywcze, czyli popularne tłuszcze trans.
Dotyczy to zarówno produktów z rynku wewnętrznego, jak i żywności importowanej. Dlatego kupując chipsy, ciastka, czy margarynę możemy mieć pewność, że w 100 g produktu nie ma więcej niż 2 g tłuszczu trans.
To, co zauważyłam też już na pierwszych zakupach, bo bardzo rzuca się w oczy, to pojawiające się na etykietach produktów hasło „UTEN PALMEOLJE”. Norwegia wykazująca dużą dbałość o ochronę środowiska naturalnego aktywnie uczestniczy też w działaniach mających na celu zaprzestania nadmiarnej wycinki lasów deszczowych. I dlatego część producentów żywności (i kosmetyków również) zrezygnowała z dodawania do swoich produktów oleju palmowego. Tym, co bardzo mi się podoba w tych działaniach jest to, że rezygnując z oleju palmowego, producenci nie sięgnęli tylko po najtańsze oleje roślinne, ale zamienili olej palmowy np. na olej kokosowy i shea.
Kilka tygodni temu parlament norweski zatwierdził kolejne zmiany w prawie, mające wspierać ochronę lasów deszczowych, a ich skutkiem ma być całkowita rezygnacja z oleju palmowego, do którego teraz dołączy również soja.
Wiele produktów ma też obniżoną wartość kaloryczną (nie są to jednak znane nam produkty typu light), popularnością cieszą się też produkty bezglutenowe i bez laktozy.
To teraz dla równowagi trochę ponarzekam.
W norweskich sklepach, tak jak i sklepach na całym świecie, sporą część produktów stanowią produkty wysokoprzetworzone. I co ciekawe, Norwegowie bardzo chętnie po nie sięgają. Stąd też w kraju, który słynie z tego, że ludzie są tu bardzo aktywni i wysportowani (i rzeczywiście są!), jest bardzo wysoki stopień otyłości. Dotyczy to zwłaszcza Norwegów, a w mniejszym stopniu Norweżki. Czytałam, że Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że w 2030 roku, aż 76% męskiej populacji Norwegii będzie miało problemy z nadwagą i otyłością. Coca-cola i mrożona pizza są tutaj bardzo lubiane. Jeszcze przed przyjazdem tutaj na blogu Magdy czytałam, że Grandiosa (najpopularniejsza pizza mrożona) jest w Norwegii daniem narodowym. I chyba rzeczywiście coś w tym jest (patrząc w sklepie na zawartość koszyków Norwegów). Dużo miejsca na półkach zajmują też bułki, które wystarczy włożyć do piekarnika, żeby mieć świeże i chrupiące pieczywo oraz gotowe dania typu instant.
Nie mogę nie wspomnieć też o tym, że żywność jest dość droga, a większość owoców i warzyw jest niestety importowana. To oczywiście nie powinno zaskakiwać, bo jednak warunki atmosferyczne i ukształtowanie terenu w Norwegii nie sprzyjają uprawom warzyw i owoców. I chociaż często nie są importowane z bardzo daleka (np. truskawki z Belgii), to jednak ich smak pozostawia wiele do życzenia. Najbardziej czuję to na jabłkach, które akurat teraz są wyjątkowo dobre. Ale jeszcze na początku lata ich skórki, pomimo dokładnego mycia, miały dziwny smak i chociaż mąż twierdzi, że przesadzam, wyraźnie czułam na nich coś, co przypominało mi płyn do mycia naczyń…
Brakuje mi też możliwości kupowania warzyw i owoców na straganach, czy w małych warzywniakach. Tu, gdzie mieszkam ich nie ma. Nie wiem natomiast, jak to wygląda w innych regionach kraju, np. w Oslo. W sklepach nie ma też działów z wędlinami (wybaczcie, nie wiem, jak to inaczej nazwać), więc nie ma możliwości kupowania ich w innej formie, niż hermetycznie zapakowane plasterki. Jest też mały wybór kasz, a nasz twaróg jest w ogóle nie znany.
Podsumowując, nie odpowiem Wam na pytanie, czy jedzenie w Norwegii jest zdrowe, czy nie. Bo, tak jak w Polsce i wszędzie indziej, to wszystko zależy od nas i tego, po które produkty będziemy sięgać w sklepie. Jednak w moim odczuciu dobrej jakości produkty, ograniczenia w stosowaniu tłuszczów trans i oleju palmowego oraz ułatwiona dostępność do zdrowej żywności, bardzo zdrowe odżywianie w Norwegii ułatwia.
Mam nadzieję, że ten wpis okazał się dla Was interesujący. Za jakiś czas postaram się dopisać kolejną część, w której napiszę Wam o przysmakach kuchni norweskiej. Muszę jednak zrobić w tym temacie większe rozeznanie 🙂
Co sądzicie o działaniach norweskiego rządu, które zakazują stosowania w żywności tłuszczy trans i oleju palmowego? Osobiście uważam, że to jest super, ale chętnie poznam też Wasze zdanie.
50 komentarzy
Też uważam że działania te Rządu są super! Również byłabym za mniejszym wyborem w sklepach, często jest on tak naprawdę pozorny bo wiele rzeczy pochodzi od tego samego producenta, tylko ma inną etykietę;) czytałam kiedyś nawet artykuł na ten temat, że sklepami rządzi kilka dużych koncernów a to my mamy poczucie takiej mnogości wyboru:) a twarogu od razu zapragnęłam, jak tylko pomyślałam że mogłabym go nie mieć na wyciągnięcie ręki:D
Twaróg mamy z Polski, zamrożony 🙂 A to, o czym wspominasz, czyli to, jak koncerny robią nas w balona, no cóż…ludzie tego potrzebują 🙂
wow i jak smakuje twaróg po rozmrożeniu? nigdy nie próbowałam tego robić bo nie miałam potrzeby 🙂 a co do wyboru to racja, przeciętny konsument jest zadowolony że ma mnogość na półce 🙂
Jak zwykle wszystko ma dwie strony medalu… Po pierwszej części wpisu pomyślałam „o wow! chciałabym tam zamieszkać”, ale już przy drugiej, mina mi zrzedła 🙁
Działania rządu bardzo na plus! Marzenie, aby i Polska zastosowała takie przepisy…
Polskę póki co czeka prawdopodobnie napływ żywności modyfikowanej genetycznie…Chociaż bardzo liczę na to, że tak się jednak nie stanie…
Nawet nie chcę o tym myśleć 🙁
Mieszkam w Norwegii dopiero od 3 miesięcy i jeszcze uczę się jak robić tu dobre zakupy, ale mam podobne zdanie. Bardzo podoba mi się ograniczony wybór produktów. Nie muszę stać godzinę przy jednej półce analizując składy, tym bardziej w obcym języku. Ale ogrom gotowych dań czasem przeraża. Również nie mogę się przyzwyczaić do smaku tutejszego chleba 🙁 dla mnie mam on okropny „mączny” posmak. Brak bazarków z warzywami czy sklepów mięsnych czasem doskwiera, za to bardzo smakują mi tutejsze ryby. Chyba nie można mieć wszystkiego 🙂 Chętnie poczytam jakie produkty wybierasz najczęściej, może się czymś zainspiruje. Pozdrawiam z Hamar 🙂
Ojej, no ja robię bardzo podstawowe zakupy, a że wybór jest ograniczony, to pewnie w naszych koszykach lądują te same produkty 🙂 No a jak Ci się mieszka w NO? Jakie wnioski i wrażenia po 3 miesiącach?
Jak do tej pory jestem zauroczona przede wszystkim krajobrazem 🙂 Bardzo podoba mi się tutejszy spokój i wszechobecny slow life, mam wrażenie, że od czasu przeprowadzki sama trochę zwolniłam tempo i dobrze mi z tym 🙂
Norwegię kojarzę właśnie ze zdrowym odżywianiem i uwielbieniem wszystkiego co naturalne. Patrząc na nawyki i życie kuzynki mieszkającej tam na co dzień – sprawdza się 😉
A w której części Norwegii kuzynka mieszka?
Wszystko, jak wiesz, jest kwestią naszych wyborów i decyzji. I tak, jak są ludzie, którzy zdrowo się odżywiają, są bardzo aktywni fizycznie i dużo czasu spędzają na łonie natury, tak samo są tacy, którzy wybierają siedzący tryb życia i przetworzone jedzenie. I dotyczy to nie tylko Norwegii, ale większość państw na całym świecie 🙂
Nie mam pojęcia w której 😉
Bardzo podoba mi się, że łatwo można kupić krajowe produkty. I oczywiście zakaz stosowania tłuszczów trans to świetny ruch ze strony Rządu. U nas też by się taki przydał 🙂
Oj przydałby się bardzo!
Co do dzialan norweskiego rzadu to jestem takiego samego zdania co Ty i uwazam, ze bardzo dobrze, ze tak robia. Poza tym pierwsza czesc wpisu raczej mnie nie zaskoczyla bo tak sobie wlasnie to wyobrazalam, zdrowo i ekologicznie, ale druga czesc juz bardzo. Nie zdawalam sobie sprawy ze w Norwegii jest taki problem z otyloscia i jedza niezdrowe rzeczy. Tak sobie mysle z ta pizza, ze wloskie pizzerie musza robic tam furore wiec moze to bylby dobry pomysl z mezem gdybysmy sie tam przeniesli, tylko to zimno kurcze, moj juz w Polsce narzeka, a co dopiero jeszcze bardziej na polnoc. Bardzo fajny wpis duzo ciekawych rzeczy sie dowiedzialam! 🙂
W mojej części Norwegii zimno nie jest, ale za to deszczowo. Natomiast w Oslo pogoda jest zwykle bardzo zbliżona do tej, jaka jest w Pl. Najchłodniej jest na północy – w Tromso i Trondheim. To taka podpowiedź, gdybyście jednak się wybierali 🙂
A z tym jedzeniem niezdrowych rzeczy, to jak wszędzie 🙂 Chociaż warto wspomnieć o tym, że Norwegowie dużo zapożyczają od Amerykanów. I są to właśnie te niekoniecznie dobre trendy żywieniowe 🙂
To, co najbardziej mi się podoba, to fakt, że rząd wspiera rynek wewnętrzny i lokalnych producentów. Chciałabym coś takiego tutaj, w Polsce. Niestety jest zupełnie odwrotnie. Polskich producentów praktycznie wcale się nie wspiera 🙁 I o zdrowie mieszkańców nikt nie dba. Pełen chemii napój gazowany kosztuje znacznie mniej, niż woda mineralna.
Smutne to. I jakby tego było mało, to jeszcze być może rynek czeka zalew niezdrowej żywności w oparciu o umowę CETA…
No właśnie! Ja nie wiem, co to się wyprawia na tym świecie. W TV mnóstwo programów o zdrowym odżywianiu, poradników… a na sklepowych półkach zupełnie coś innego!
Dołączam się do tego komentarza! Fajnie, że rynek i producenci mogą się wykazać, duży plus. Tak samo podobają mi się zastosowane zakazy – w Polsce wydaje mi się, mało kogo to interesuje, co jedzą ludzie. Na półkach jest wszystkiego pełno, wysypuje się, a co wybrać…? Osobiście przeżywam wewnętrzny dramat i nie lubię robić zakupów.
Zgadzam się w 100%. Też nie lubię robić zakupów, kiedy mam za dużo do wyboru. Nie dlatego, że nie lubię wybierać spośród wielu, lecz dlatego, że wybór jest zwyczajnie trudny – trzeba szukać, co ma, a co nie ma konserwantów itd. Który serek ma mniej cukru, albo co gorsza, który zamiast cukru ma syrop glukozowo-fruktozowy. I czy aby na pewno sok to sok, a nie napój z wodą i cukrem.
Super opowieść napisałaś. Ciekawy kraj Norwegia. Mnie chyba też by pasował mniejszy wybór towarów. Tłuszcze bardzo ograniczyłam w diecie, więc nie miałabym nic przeciwko zakazowi ich sprzedaży. Zaciekawiłaś mnie pizzą narodową 😉 Chętnie przeczytam kolejną część.
Pizza narodowa jest w ciągłej promocji, co na pewno sprzyja temu, że chętnie się po nią sięga w sklepie. A jej smak…no cóż…jadałam lepsze 🙂
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam 🙂
Pamiętam jak w tym lub zeszłym roku Norwedzy bojkotowali słynne paskeegg- takie czekoladowe jajka w fioletowych wytłoczkach ponieważ Freja-producent nie wyeliminowała ze składu oleju palmowego i mało tego powiedziała że albo będą jajka z olejem palmowym albo nie będzie ich wcale. nie wiem jak się sprawa rozwiązała, poczekamy do następnych świąt:) W Oslo sprawa ma się tak, że dziękuję Bogu za pakistańską dzielnicę i ich targ warzywny:) ceny o połowę niższe niż zn w Kiwi, produkty duużo smaczniejsze a i twaróg nasz polski można u nich dostać ale za 40 nok 200 gramową kosteczkę to ja dziękuję i z Polski przywożę sobie zapas, który mrożę i mam 🙂 bardzo bardzo fajny wpis:)
No byłam ciekawa Twojej opinii, więc bardzo się cieszę, że wpis Ci się podoba 🙂
A tej dzielnicy zazdroszczę! Nawet nie wiesz, jak bardzo 🙂
Olu, bardzo fajny wpis!
Sama jestem na diecie roślinnej, ale zakupy w Norwegii nie stanowią dla mnie żadnego problemu. Czasami zdarza się, że mleko roślinne jest tańsze od tego krowiego. 😉 Ponad rok mieszkania tutaj wystarczył, bym wyrobiła sobie swój schemat zakupowy i odkryła produkty, które najczęściej lądują w moim koszyku.
Zgadzam się z Tobą, Norwegia to kraj paradoksu. Ilość przetworzonego jedzenia, które dostępne jest w sklepach, czasami mnie przytłacza. Jednak jest również ta druga strona, o której już wspomniałaś. Dlatego jestem zdania, że gdziekolwiek nie mieszkamy, wszystko zależy od naszych codziennych, malutkich wyborów i decyzji żywieniowych! Pozdrawiam cieplutko!
Pięknie Ci dziękuję za ten komentarz! Byłam bardzo ciekawa Twojej opinii, tym bardziej, że mieszkasz tu dłużej niż ja 🙂
Pozdrawiam ciepło!
też wolę mniejszy wybór towarów – łatwiej jest się decydować 🙂 a żywność to priorytet i jeżeli jest tylko zdrowa to najważniejsze 🙂
Nie mogę się nie zgodzić 🙂
Dziękuję za wspomnienie o mnie 😉
W pełni się z Tobą zgadzam. Wiele rzeczy, które opisałaś też mi się rzuciły w oczy. Dodatkowo powiem, że zgodnie z obiegową opinią Norwedzy bardzo ograniczają słodycze w ciągu tygodnia u dzieci, za to odbijają to sobie w weekendy. Co do działów mięsnych, to są takie w większych miastach, np. w Bergen w Meny. Normalnie kupuje się mięso na wagę, ale cena… 😀 Ja z reguły zaopatruje się w te pakowane hermetycznie, u mnie niestety ważonego nie ma. I co mnie denerwuje, czasem cała kura lub kurczak bardziej się opłaca niż taka porcja piersi na tacce. Ale cieszę się, bo na weekendy przyjeżdża do mojego miasteczka obwoźny warzywniak, w którym zaopatruje się w warzywka po niższej niż sklepowa cena 🙂
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. A w międzyczasie może sama coś jeszcze wymyślę 😉
O! A może i do mnie przyjeżdża taki warzywniak, tylko ja jeszcze o tym nie wiem? 🙂
Mięsa nie kupuję, ale fakt, mąż też wspominał, że w Meny jest taki dział i chyba u rzeźnika też się tutaj mięcho kupuje.
Pozdrawiam i czekam na Twój wpis! A i zapomniałam napisać, że bardzo fajnie czytało mi się rozmowę z Tobą u Reni 🙂
Super, bardzo ciekawy wpis. Niesamowite jest dla mnie to, że w Norwegii naprawdę rząd podejmuje realne działania. Przecież tam np. 98% prądu pochodzi z elektrowni wodnych i niedługo chyba każdy będzie jeździł elektrycznym samochodem – prawda? 🙂
Wspomniałabyś jeszcze o alkoholu, bo to ciekawy temat i założę się, że Polaków zaciekawi np. że jak często będziesz płacił w sklepach alkoholowych kartą to prędzej czy później przyjdą do Ciebie panowie zapytać, czy nie masz problemu z piciem 😀
Czy każdym będzie jeździł elektrykiem – tego nie wiem. Ale przyznam, że już sporo tych samochodów tu widać i co robi wrażenie – nie słychać ich wcale 🙂
Alkohol to bardzo ciekawy temat. Poza tym, o czym piszesz, zadziwiać może też, że mocniejszy alkohol sprzedaje się tylko do 18, a piwo do 20. W weekendy natomiast do 15 i 18. I mimo wszystko Norwegowie piją bardzo, bardzo dużo 😉
Jestem oczarowana Twoim blogiem i nie wiem czemu tak późno na niego trafiłam :/
Świetne wpisy i bardzo ciekawa tematyka 🙂
Pozdrawiam i skromnie zapraszam do siebie
Bardzo mi miło! Rozgość się 😉
Bardzo ciekawy wpis! Czekam na kolejną część 😉 Co do działam rządu norweskiego, jak najbardziej dobra inicjatywa 😉
Myślę, że wiele państw mogłoby wziąć z NO przykład 🙂
Czytam początek i ogarnia mnie zazdrość, że Norwedzy tak zadbali o swój rodzimy rynek wolny od produktów złej jakości. No ale potem trochę „pocieszyłaś” 😉 Nie ma się co dziwić brakiem właściwego smaku owoców, sama wiesz, że te smakują najlepiej w krajach południowych. Nam również daleko do hiszpańskiego aromatu owoców.
To ciekawe dowiedzieć się jak inni żyją, jakie mają zwyczaje, jak wygląda i smakuje ich kuchnia. Dobry pomysł na cykl. Czekam na więcej.
Powiem Ci, że czasami chcąc zjeść dobry w smaku owoc, najlepiej kupić banany 🙂 O masz! dopiero zdałam sobie sprawę, że nie wspomniałam o tym, że wiele owoców i warzyw przyjeżdża tu z Polski. Najczęściej to borówki i pieczarki 🙂
Borówka amerykańska z Polski. To brzmi dobrze 😉
Zakazanie oleju palmowego tluszczy trans soji i wsparcie dla krajowych produktow to cudownosc! ale pomijajac wsparcie rzadu dla lokalnych produktow to trzeba przyznac ze Norwegowie w swojej kulturze juz tak maja ze najchetniej kupuja swoje produkty nawet jesli importowane sa tansze np swoje male brzydkie jablka czy ogorki 😉
To, że wspierają swój rynek wewnętrzny to jest moim zdaniem bardzo, bardzo duży plus! 🙂
A w ktorym rejonie mieszkasz? bo w troszke wiekszych miastach sa takie male sklepiki warzywniaki gdzie mozna kupic bardzo dobre warzywa (np ziemniaki z Mandal piekne w ksztalcie i niespotykane nigdzie indziej na swiecie 😉 ) najpgrzej jest z miesem i wedlinami tu sie zgadzam 🙁
Mieszkam w okolicy Bergen i być może z czasem trafię jednak na taki warzywniak 🙂
Piękne, że Norwegowie tak dbają i wspierają cenne dla konsumentów!
Myślę, że prawdziwą zmorą Norwegów jest ta mrożona pizza – jak pracowałam w tym kraju Norwegowie śmiali się, że to ich danie narodowe. W dodatku często są promocje i taką pizzę można kupić naprawdę za śmieszne pieniądze. Ale 76% to nieco przerażająca liczba… Oby coś się zmieniło do tego czasu i jednak prognozy były niesłuszne.
[…] w Norwegii – zdrowe czy nie? (makehappyday.pl) – bardzo ciekawy artykuł Olgi, która mieszka obecnie w Norwegii, na temat żywności […]
Bardzo to wszystko podobne do tego jak rynek spożywczy wygląda w Danii. Mieszkałam tam 8 lat i do tej pory zachwycam się tym, że Dania jest tak pro – duńska w tym względzie. Pozostałe wnioski też mam podobne do Twoich. Duńczycy są bardzo pro – ekologiczni i dużo takiego jedzenia można kupić w zwykłych supermarketach, też nie ma tysiąca różnych marek z których trzeba wybierać (Anglamark też jest w DK 🙂 ), ale z drugiej strony pochłaniają nieziemskie ilości ciemnego mięsa i mają chyba najwyższy wskaźnik umieralności na zawały serca…
A mnie przeraza jakosc kupowanych warzyw! Jak nie dojrzale to znowu papryke mozna kupic zgnila w srodku a z wierzchu okaz zdrowia. Marchewka 5 dni stoi w domu. Po tygodniu robi sie czarna… i wiele innych przykladow. Czasem mysle czy nie lepsze bylyby mrozonki?
Z jednej strony mają fajnie, a z drugiej nie do końca.. Mały wybór produktów. Nie ma np prawdziwego majonezu, który dobrze smakuje, tak jak u nas Kielecki. Niby ograniczają zawartość oleju palmowego i syropu glu-fru, ale wszędzie wrzucają konserwanty na potęgę. Np. nie da się kupić jogurtu, który nie ma konserwantów i mleka w proszku, po prostu nie istnieje. Nawet TE NATURALNE mają wymienione te składniki. Pisałem już do Tine w tej sprawie i odpisali, że wszystko jest w normie i że muszą stosować konserwany z racji tego, że dużo jedzenia się w Norwegii marnuje. Trochę się zdziwiłem, bo w Polsce bez problemu można kupić jogurt z prostym składem. Tak samo brakuje mi u nich na półkach szynki bez dodatków. Ostatnio zaczeli wrzucać glutaminian do niektórych chipsów, też bez rozgłosu. Coś czuję, że niewiele brakuje i będą mieć w sklepach produkty nie różniące się zbytnio od tych u nas w kraju. Chociaż niekiedy myślę, że u nas jest lepiej z racji na wybór i można kupić coś bez konserwantów bez potrzeby udania się do sklepów eko itp.